10.02.2014
2 min.
Jest takie angielskie powiedzenie „a glass of wine a day keeps the doctor away”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej tyle, że pijąc lampkę wina dziennie, możemy zapomnieć o lekarzu. Oczywiście trzeba to potraktować z przymrużeniem oka, bo samo nie wystarczy. A jednocześnie lampka dziennie to nie jest mało. Sprawdźmy, co mówią badania naukowe.
Eksperci często powołują się na francuski paradoks. Francuzi – europejscy liderzy w spożyciu wina – wypijają średnio 50 litrów wina na głowę rocznie (dane za: Eurostat). Tamtejsza dieta, bogata w tłuszcze nasycone (sery, masło), mogłaby sprawić, że Francuzi częściej niż inne nacje chorują na serce, a tak nie jest. To właśnie najprawdopodobniej zasługa trunku z winorośli.
Wino zawiera więcej niż inne alkohole związków, które mogą zapobiegać miażdżycy, powstawaniu skrzepów i zatorów, w rezultacie chorobom serca i udarom. Za te szkodliwe zjawiska odpowiadają wolne rodniki, zaś wino ma w sobie tajną broń przeciwko nim – antyoksydanty. W tym cieszący się szczególnym poważaniem resweratrol – najwięcej zawiera go skórka winogron. Dlatego też wina czerwone uznawane są za zdrowsze niż wina białe.
Pozytywny wpływ na organizm może mieć też alkohol zwarty w winie, podnosi on poziom dobrego cholesterolu HDL. Ale nie wystarczy tylko od czasu do czasu się napić. Do tego potrzebna jest także aktywność fizyczna oraz uboga w tłuszcze nasycone.
Niedawne badania dowiodły, że umiarkowane spożywanie wina to także lepsza forma psychiczna. Zauważono mniejsze ryzyko depresji u osób nieodmawiających przysłowiowej lampki wina do obiadu.
Czas najwyższy odpowiedzieć na pytanie: ile to za mało, ile za dużo, a ile akurat. Oczywiście jeśli nie ma przeciwwskazań, czyli np. zaburzeń pracy wątroby, cukrzycy, choroby wrzodowej, nadciśnienia czy ciąży. Eksperci uważają, że wypijanie 125 ml (1 lampka) czerwonego wina dziennie dostarczy nam odpowiedniej dawki antyoksydantów dla zmniejszenia ryzyka chorób serca. Natomiast jeśli będziemy wypijać więcej niż 375 ml wina (3 lampki) bez jedzenia, to prędzej zachorujemy na nadciśnienie, zwiększając przy tym ryzyko groźnych powikłań, jak udar czy zawał. Nie wspominając o innych szkodliwych efektach spożycia alkoholu.
Podsumowując, angielskie powiedzonko ma w sobie całkiem sporo prawdy. jest dla ludzi, ale z umiarem!